1917 RECENZJA FILMU SAMA MENDESA
Film „1917” w reżyserii Sama Mendesa.
Oglądałam
go miesiąc po tym jak trafił do polskich kin, w chwili gdy opadł już bitewny
kurz po oscarowej walce.
Jest
wiosna. Rozkwitły łąki i sady. Natura z całym swym pięknem właśnie budzi się do życia. Biały
deszcz kwiatowych płatków powoli opada na płynącą przez las rzekę. Byłaby
idylla gdyby nie rozdęte rozkładem trupy unoszące się na powierzchni wody przy jej brzegach.
Wielka Wojna to nie zimowy sen z którego tamtej wiosny mogą wybudzić się bohaterowie
filmu. Wszędzie tam gdzie stacjonuje człowiek, gdzie zajął swoje stanowiska
bojowe, zagrzebał się w okopach, skrył w mrokach ruin domów, piwnic i szkieletów
miast trawionych ogniem; wszędzie tam człowiek zdaje się zadawać Ziemi rany,
które nie mogąc się zagoić jątrzą się i gniją. Dzieje się to całkiem dosłownie,
na naszych oczach, gdy niczym bohaterowie broni, ramię w ramię ze starszymi szeregowymi
Tomem Blakiem (Dean-Charles Chapman) i Williamem Schofieldem (George MacKay)
podążamy przez ziemię niczyją by wypełnić powierzoną im misję. Rozkaz brzmi:
dostarczyć tajną wiadomość, która ocali brytyjskich żołnierzy przed wpadnięciem
w śmiertelną pułapkę zastawioną na nich przez wojska niemieckie. Nie czujemy
tego smrodu rozkładu wokół, ale możemy go w pełni doświadczyć dzięki innym
zmysłom za sprawą genialnych zdjęć Rogera Deakinsa i montażowi Lee Smitha. Mamy
tu iluzję jednego długiego ujęcia w całym pełnometrażowym filmie, a to robi duże
wrażenie.
„Ta wojna skończy się gdy wszyscy zginiemy”; ta wojna i pewnie wszystkie inne wojny, które ludzie toczą pomiędzy sobą i z naturą wokół. Może to i jest ryzykownie daleko posunięta metafora tego obrazu, jednak po obejrzeniu filmu „1917” odnoszę wrażenie, że to jedno z przesłań tej wojennej historii. Minęło wszak 100 lat od przedstawionych tu wydarzeń. Niby to szmat czasu, ale czy czegoś nas one nauczyły? Czy odmieniły naszą ludzką naturę? Myślicie, że tak? Naprawdę tak sądzicie?
„Ta wojna skończy się gdy wszyscy zginiemy”; ta wojna i pewnie wszystkie inne wojny, które ludzie toczą pomiędzy sobą i z naturą wokół. Może to i jest ryzykownie daleko posunięta metafora tego obrazu, jednak po obejrzeniu filmu „1917” odnoszę wrażenie, że to jedno z przesłań tej wojennej historii. Minęło wszak 100 lat od przedstawionych tu wydarzeń. Niby to szmat czasu, ale czy czegoś nas one nauczyły? Czy odmieniły naszą ludzką naturę? Myślicie, że tak? Naprawdę tak sądzicie?
Ten
obraz na każdym kroku ukazuje bezsens wojny, która poza śmiercią, zniszczeniem
i cierpieniem niczego konstruktywnego ze sobą nie niesie, a jedynie metaforycznie
ścina pnie kwitnącym wiśnią zanim drzewa zdąża wydać owoce. Angielscy żołnierze
na francuskiej ziemi walczą i umierają z rąk żołnierzy niemieckich. W imię
czego i po co? Tego nasi bohaterowie, zwykli ludzie wplatani w wir wojennych
zdarzeń, zdają się zupełnie nie wiedzieć i nie czuć. Są jedynie trybikami w
wielkiej wojennej machinie, zupełnie nieistotnymi dla świata. Za
wszelką cenę mają wykonać rozkaz, ukończyć powierzoną im misję, „nie rozpamiętywać”,
pokonać strach i zdezorientowanie wywołane eskalacją śmierci wokół… i czekać w
okopach pośród innych żołnierzy na kolejny rozkaz ataku pozostając do tego
czasu w stanie, który chwilami wydaje się być zbliżony do katatonii.
Od
powodzenia misji Schofielda i Blaka zależy życie 1600 innych żołnierzy. Nie
wszyscy są dla nich tylko anonimowymi braćmi broni. Blake przedziera się przez
kolczaste druty, brnie przez błoto okopów i leje po bombach wypełnione wodą, gnijącymi
ciałami poległych żołnierzy i padliną by również ratować życie swojego rodzonego
brata. Na początku dodaje mu to siły i odwagi potrzebnej mu na tym etapie drogi
za dwóch, dla siebie i dla Schofielda. To był też taki zamierzony i udany zresztą
psychologiczny zabieg dowództwa, który miał mu dać dodatkową, osobistą
motywację do wykonania tego nadzwyczaj trudnego zadania.
Ten
obraz nie kreuje oscarowych ról nie pozostawiając aktorom w
fabule miejsca na bogate życie wewnętrzne do odegrania czy wzniosłe i
romantyczne przeżywanie, a jednak w tej właśnie konwencji odegrany został po mistrzowsku. Tu nie ma miejsca na
myślenie, na szukanie sensu. Tu trwa wojna. Teraz trzeba przeżyć, wykonać rozkaz
i nie zwariować pośród wszechotaczającego okrucieństwa. W tym wojennym chaosie jakimś cudem bohaterowie
filmu ocalili w sobie człowieczeństwo. Może i jest ono w strzępach i nas widzów
wręcz zaskakuje w niektórych scenach filmu wydając się czymś odrealnionym, nienaturalnym
i jakimś dziwnym w zaistniałych okolicznościach (choćby scena z niemowlęciem
lub pilotem samolotu), ale nadal w nich drzemie dając nadzieję, że gdy to
wszystko się już skończy, bo przecież skończyć się kiedyś musi, to uda się im z
nich duszę połatać i wrócić do domu i bliskich.
Jeśli
w którymś momencie jako widzom przeleci wam przez głowę myśl, że niektóre sceny
filmu są zbyt abstrakcyjne aby były realne to nie przywiązujcie się do niej,
ale ją porzućcie i to jak najszybciej. Spróbujcie sobie za to odpowiedzieć na
pytanie jak zmieniłaby się wasza percepcja, wasz sposób postrzegania zarówno otaczającego
was świata jak i samych dziejących się wokół was zdarzeń, jak zmieniłoby się
tym samym wasze zachowanie i odruchy płynące wprost z waszego ciała gdybyście znaleźli
się pośrodku tamtej wojny i w tamtych okopach. I nie grajcie przed sobą chojraków
i wszechwiedzących wojennych strategów; niech to będzie prawdziwa odpowiedz,
tak jak prawdę o wojnie i biorących w niej udział zwykłych ludziach pokazuje
ten film.
Warto
pójść do kina. Warto przejść tą pokazaną
oczami zwykłych ludzi żołnierską drogą przez okopy i front. Nie będzie ona łatwa, bo to nie jest łatwy film. Jest to
jeden z lepszych dramatów wojennych w historii kina choć opowiada jedynie frontową
historię opartą na wspomnieniach dziadka reżysera, jedną z tysięcy jakie zdarzyły
się podczas minionych wojen, ale opowiada ją w sposób absolutnie wyjątkowy, pozbawiony
patosu i z techniczną perfekcją.
***
Reżyseria:
Sam Mendes, twórca takich hitów jak „American Beauty” (1999), „Skyfall” (2012),
„Droga do szczęścia” (2008).
Scenariusz:
Sam Mendes / Krysty Wilson-Cairns
Gatunek:
Dramat / Wojenny
Produkcja:
USA / Wielka Brytania
Premiera:
24 stycznia 2020 (Polska) / 25 grudnia 2019 (świat)
Film
„1917” w reżyserii Sama
Mendesa został nominowany do nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej
aż w 10 kategoriach i na te 10 nominacji zasłużył, co oczywiście nie jest
jednoznaczne z tym, że w tych 10 kategoriach powinien wygrać. Ostatecznie film zdobył 3 statuetki Oscara: za najlepsze efekty specjalne, najlepsze zdjęcia i
najlepszy dźwięk oraz 16 innych nagród i 36 nominacji (w tym 10
nominacji do nagrody Oscara).
Polecamy wam to niezwykłe widowisko filmowe.
Film oglądaliśmy w MULTIKINO KRAKÓW
Muszę się wybrać na ten film, mam nadzieję, że go jeszcze grają
OdpowiedzUsuńBlog jest interesujący. Zawiera ciekawe informacje.
OdpowiedzUsuń